środa, 19 marca 2014

Rozdział II



Rano budzi mnie mama.
- Rose, wstawaj, dzisiaj twój wielki dzień!
Niechętnie zwlekam się z łóżka i schodzę na śniadanie. Taty nie ma w domu, najprawdopodobniej wyszedł już do pracy. Zajmuje jakieś stanowisko w urzędzie, ale nawet nie wiem jakie, nigdy mnie to nie interesowało. Za to mama nie pracuje w ogóle, całymi dniami siedzi w domu – nie wiem, jakim sposobem jeszcze nie oszalała.
Przy stole siedzi moja siostra. Ma tylko pięć lat, jeszcze sporo czasu, zanim będzie musiała wybrać, tak jak ja dziś. Odganiam te myśli.
- Denerwujesz się? – mama próbuje rozpocząć rozmowę.
- Nie denerwuję się. Umieram ze strachu – mówię zgodnie z prawdą.
- Daj spokój, wszystko będzie dobrze – stara się mnie pocieszyć.
Po chwili ciszy mówię:
- Nadal będziecie mnie kochać, nawet jeśli wybiorę inną frakcję?
Mama nie odpowiada.

***

Jedziemy autobusem na ceremonię. Hayley jest wyjątkowo  podekscytowana, ledwo może wysiedzieć w miejscu. Zdaje się nie zauważać tego, jak nerwowo się rozglądam i nie wiem, co zrobić z rękami.
- To takie niesamowite! – mówi głośno, ale natychmiast ścisza ton, kiedy Erudyci odwracają głowy w jej kierunku. – Szesnaście lat minęło jak z bicza strzelił! Nie mogę się doczekać, chcę już wybrać swoją nową frakcję!
- Jesteś aż taka ucieszona? – pytam beznamiętnie.
- A ty nie? Przecież to ekscytujące, za kilka godzin będziesz mogła stać się zupełnie kimś innym! – kontynuuje, ale już przestaję jej słuchać.
W końcu dojeżdżamy i fala szesnastolatków wlewa się do budynku. Wszyscy udajemy się do dużej sali i ustawiamy się według frakcji. Stoję obok przyjaciółki, ale przepycham się do przodu, by cokolwiek zobaczyć.
Na środku pomieszczenia znajduje się prowizoryczna ława, a na niej kamienne misy. Jest ich pięć, w każdej z nich znajdują się jakieś przedmioty, które są metaforami frakcji, tak więc Prawość ma szkło, Erudycja wodę, Altruizm szare kamienie, Nieustraszoność rozżarzone węgle, a Serdeczność ziemię.
Wiem, co trzeba zrobić. Nożem naciąć sobie rękę i przystawić ją tak, aby krew znalazła się w tej misie z symbolem frakcji, do której chcemy należeć. To trochę przerażające.
Co roku ceremonię przeprowadza inna frakcja. W tym roku jest to Nieustraszoność, więc na środek wychodzi ich przywódca.
Z tego co usłyszałam, mężczyzna ma na imię Max. Mowa nie była ani trochę interesująca, więc po prostu przestałam dalej słuchać. Otrząsnęłam się dopiero wtedy, kiedy wyczytał pierwsze nazwisko. Zawsze zaczynamy od końca alfabetu, więc będę jedną z pierwszych.
- Gregory Zellner.
Trzęsie się, kiedy podchodzi do mis. Waha się przez chwilę, a następnie nacina sobie dłoń, a jego krew skapuje do pojemnika z ziemią. Wybrał Serdeczność.
Następna jest jakaś dziewczyna z Erudycji, pozostaje w swojej frakcji.
Wtedy słyszę swoje nazwisko.
- Rosalie Wright.
Nerwowo przepycham się na środek pomieszczenia. Czuję na sobie wzrok wszystkich zebranych. Rozglądam się, widzę Hayley, która macha do mnie. Szepcze coś, z ruchu jej warg wnioskuję, że próbowała przekazać „powodzenia”. 
Nagle wszystkie moje przemyślenia z poprzedniej nocy wydają się niedorzeczne i odkrywam, że nie jestem pewna co do swojego wyboru. Znów zaczynam się zastanawiać, choć wiem, że nie mam wystarczająco dużo czasu.
Altruizm? Nie, na pewno nie. To już zdecydowałam. Moje życie nie może być takie… nudne. Nie chcę cały czas myśleć o innych.
Serdeczność? Nie chcę do nich należeć, nie chcę być zawsze radosna. Ciekawe, czy oni naprawdę tacy są. Może kiedy mają gorsze dni tylko takich udają?
Prawość? Z jednej strony nie chcę tu zostać, nie mam zamiaru przechodzić przez ten nowicjat, ale z drugiej strony nie chcę opuścić mojej rodziny. Mimo wszystko rodzice powinni to zrozumieć, przecież sami byli transferami z innych frakcji…
Erudycja? Zerkam na gromadkę szesnastolatków ubranych na niebiesko od stóp do głów, wszyscy w okularach, chociaż tak naprawdę nie muszą ich nosić. 
Nieustraszoność? Spoglądam teraz na grupkę całą w czerni, jako jedyni nie zachowują powagi, śmieją się do siebie, popychają dla żartu. Ja również uśmiecham się mimowolnie.
W sumie, czemu nie?
Stoję tak może przez kilkanaście sekund, lecz wydaje mi się, jakby minęła cała wieczność. W końcu biorę do ręki nóż. Przysuwam ostrze do dłoni, nacinam lekko. Powinno boleć, ale jestem tak zdenerwowana, że w ogóle nie czuję bólu. Kilka kropel mojej krwi skapuje na podłogę. Ruch jest zdecydowany, choć tak naprawdę w ogóle nie wiem, co robię.
Moja ręka wędruje ku rozżarzonym węglom, a chwilę potem Nieustraszeni nawołują, wykazując zadowolenie.
Teraz jestem jedną z nich.
Podchodzę do grupki. Jestem pierwszą osobą dzisiaj, która ich wybrała.
Ceremonia nabiera tempa, wydaje się, że inni coraz szybciej dołączają do poszczególnych frakcji. Co jakiś czas zerkam na osoby, które wybrały Prawość. Współczuję im tego, że podczas nowicjatu będą zmuszeni wyjawić wszystkie swoje sekrety.
Dostrzegam wśród nich Hayley, która patrzy na mnie smutnym wzrokiem. Nie próbuję nawet dodać jej otuchy uśmiechem albo posłać przepraszające spojrzenie. Nie mam na to sił. Czy naprawdę moja przyjaciółka nie dostrzegła, że nie pasuję do naszej rodzinnej frakcji?
Spoglądam na moją mamę. Ma przygaszony wzrok. Wygląda trochę, jakby spodziewała się mojego wyboru, ale jednocześnie do końca myślała, że jednak zostanę w Prawości.
Max wyczytuje kolejne nazwisko, a na środek wychodzi chłopak z Altruizmu, który ustąpił mi miejsca w autobusie. Nie wygląda na zdenerwowanego, wręcz przeciwnie. Lecz mimo tego stojąc przy misach długo się zastanawia, pewnie tak samo jak ja analizuje każdą możliwość, bo może też nie dokonał wyboru wcześniej.
Nerwowo zerka na mężczyznę siedzącego wśród przywódców frakcji, możliwe, że są rodziną. Mają całkiem podobne rysy twarzy.
Mężczyzna kiwa głową, jakby chciał dodać chłopcu otuchy.
„Pewnie zostanie w Altruizmie”, myślę. Od lat nikt tam urodzony nie opuścił tej frakcji, w statystykach Ceremonii Wyboru są najlojalniejsi.
Stoi tam mniej więcej tyle czasu, ile ja, a może nawet więcej. Kiedyś myślałam, że to będzie banalnie proste, ale dopiero dziś widzę, jak bardzo się myliłam.
W końcu nacina sobie dłoń, lecz nadal się waha.
Jego krew skapuje na węgle. Uśmiecham się.
Tobias Eaton również wybrał Nieustraszoność.

____________________________________
Dobra, znowu zmieniłam szablon. W tamtym nie mogłam zrobić akapitów. Dzięki Abigail, to serio wygląda bardziej sexy.
Wiem, że rozdział beznadziejnie krótki, ale chciałam koniecznie zakończyć w tym momencie :) Więc mamy już kolejną osobę znaną z książki, potem będzie ich jeszcze więcej. Starałam się, żeby wszystko było zgodne z "Niezgodną" ale także z "Transferem". Wiem, że trochę popędziłam z akcją, bo już w drugim rozdziale Ceremonia Wyboru, potem postaram się trochę zwolnić.
Dziękuję za wszystkie te wyświetlenia, choć pewnie 3/4 z nich nabiłam sama sprawdzając czy nie ma żadnego nowego komentarza :P Pozdrawiam wszystkich komentujących i tym samym zapraszam do komentowania :) 
PS. Co byście sądzili o zakładce 'bohaterowie'? 

wtorek, 11 marca 2014

Rozdział I

To dzisiaj.
Dzisiaj jest dzień Testu Przynależności. Już za kilka godzin dowiem się, do której frakcji pasuję i w której prawdopodobnie zamieszkam.
Stresuję się jak diabli. W dodatku nie mam pojęcia, co mnie czeka. Nie zostaliśmy w żaden sposób poinformowani, czego możemy spodziewać się na tym teście. Wydaje mi się, że co roku jest taki sam, ale ci, którzy mają już go za sobą, nie mogą mówić innym o jego przebiegu lub wynikach. Każdy ma zostawić je dla siebie.
Oczywiście, że nikomu nie powiem. Co, jeśli wykaże mi Altruizm? Przecież to najgorsza frakcja ze wszystkich. „Podobno tylko raz w roku mają prawo do spojrzenia w lustro” – powiedziała mi kiedyś Hayley, moja przyjaciółka. Nie mam pojęcia, skąd to wie,  może zdradził to jej ojciec, który zajmuje jakieś wysokie stanowisko w urzędzie naszej frakcji, czyli Prawości.
Nienawidzę tego miejsca. Nie chcę tu zostać. Stanowczo za często używają tutaj serum prawdy. Słyszałam też, że podczas nowicjatu wszyscy muszą wyznać publicznie swoje sekrety, bo władze wychodzą z założenia, że jeśli wszyscy znają już twoje najgłębsze tajemnice, to nic nie będzie cię powstrzymywało od mówienia wyłącznie prawdy.
- Zamierzasz olać dzisiejszy test? – pyta z uśmiechem Hayley i dopiero teraz orientuję się, że już od dłuższego czasu siedzę na ławce przed jednym z głównych budynków we frakcji.
- Chciałabym – odpowiadam zgodnie z prawdą, jak zawsze.
Mimo wszystkiego znajduję w sobie siłę, żeby wstać i przebyć autobusem drogę do budynku, w którym odbywają się testy, czyli do szkoły. Co roku tego dnia lekcje są odwołane. W międzyczasie w autobusie jakiś Altruista ustępuje mi miejsca. Uśmiecham się, ale on nawet na mnie nie patrzy, pewnie takie drobne sprawy to dla nich codzienność, a może nawet obowiązek.
A teraz siedzimy w środku i czekamy na swoją kolej. Jesteśmy porozdzielani nazwiskami według alfabetu, więc nie ma ze mną przyjaciółki. Nie jestem dosyć towarzyska, nie odzywam się do nikogo, rozglądam się po sali, żeby tylko się czymś zająć.
Grupa Erudytów czyta tą samą książkę, ale każdy ma swój egzemplarz. Co jakiś czas podnoszą wzrok i wymieniają się uwagami na temat powieści. Dostrzegam, że każdy z nich ma na sobie coś niebieskiego i zastanawiam się, czy to celowe. Dalej siedzą Serdeczni, w czerwonych i żółtych ubraniach. Śmieją się głośno, rozmawiają, wyglądają, jakby nie przejmowali się tym, co za chwilę ich czeka – albo w ogóle niczym. Niektórzy z nich grają w jakieś dziecinne gierki. W myślach notuję sobie, żeby nie wybrać tej frakcji na jutrzejszej ceremonii. Altruiści rozmawiają zdawkowo, wszyscy cali szarzy, włosy mają ścisło upięte. Nie, zdecydowanie nie mogłabym być jedną z nich.
I w końcu Nieustraszeni. Wiele z nich ma na ciele tatuaże i kilka różnych kolczyków, chociaż mają ledwo szesnaście lat. Ubrani są na czarno. Dowcipkują, szturchają i popychają się nawzajem dla zabawy, zachowują się głośno, jakby nie zauważali innych albo po prostu nie przejmowali się ich reakcją.
Wtedy pierwszy raz myślę, że mogłabym zostać jedną z nich.
Moje rozmyślania przerywa głos kobiety, która wchodzi do pomieszczenia. Wyczytuje nazwiska osób, które mają udać się do poszczególnych pokoi na Test Przynależności. Wyłapuję swoje imię, z tego co słyszę, mam udać się do sali nr 4. Ogólnie na coroczne testy  jest przeznaczone dziesięć specjalnych pomieszczeń, do których nikt inny nie ma wstępu.
Więc idę, machinalnie poruszam nogami, zmuszam się siłą woli. Podchodzę pod drzwi sali, pukam i otwieram, nie czekam na odpowiedź.
Ściany w pomieszczeniu są białe i puste. Na środku znajduje się dziwna, skomplikowana maszyna. Zajmuje prawie całą powierzchnię, Obok niej krząta się młoda kobieta, pewnie pochodzi z Altruizmu, bo ubrana jest na szaro. Oni zgłaszają się na ochotnika do wszystkiego.
- Witaj, jestem Natalie – mówi, kiedy mnie zauważa. – Nie bój się, to nie jest takie straszne na jakie wygląda – uspokaja mnie.
W tym momencie chcę zrobić wszystko, żeby pokazać jej, że się nie boję.
Ręka pokazuje mi, że mam usiąść, więc wykonuję polecenie. Podchodzi do mnie, dopiero teraz dostrzegam w jej ręku strzykawkę z jakimś fioletowym płynem. Wbija mi ją w ramię, stara się być delikatna. Nawet się nie skrzywiłam, a przynajmniej tak mi się wydaje.
- Zacznie działać za minutę, powodzenia – uśmiecha się.
Próbuję się odezwać, ale nagle kobieta znika.
Znajduję się w jakimś innym pomieszczeniu. Wszystkie ściany pokrywają lustra. Na środku widzę mały stolik, a na nim nóż i ser. Przez dłuższy czas nic się nie dzieje i zaczynam nawet zastanawiać się, czy przypadkiem nie zepsułam symulacji.
Wtedy, nie wiadomo skąd, pojawia się pies. Na pierwszy rzut oka wygląda przyjaźnie. Nie znam się na zwierzętach, więc nie wiem jaka to rasa. Zawsze chciałam mieć pieska, ale rodzice się na to nie zgadzali.
Kiedy zwierzę odsłania ostre kły, nie wygląda już tak milutko.
Nie chcę, żeby mnie zaatakował.
Domyślam się, że rzeczy ze stołu mi pomogą. Ale w zasadzie do czego są mi potrzebne? Przecież za kilka minut obudzę się z powrotem w pokoju z dużym, dziwacznym urządzeniem, a tamta kobieta z Altruizmu z uśmiechem poinformuje mnie o wynikach mojego testu. Więc na co to wszystko?
Nie wiem co mam zrobić, więc po prostu siadam na podłodze. Pies już dawno przestał zwracać na mnie uwagę. Zauważam, że w kącie stoi mała dziewczynka. Zwierzę podchodzi do niej i warczy. Dlaczego miałby ją atakować? Nie chcę tego. Uśmiecham się do niej przyjaźnie, a ona podchodzi do mnie i znajduje sobie miejsce.
Nie mam pojęcia, ile czasu tak siedzimy. Nucę jakąś piosenkę, której nauczyłam się w dzieciństwie. Kołyszemy się w jej rytm.
I nagle się budzę.
Znów powracam do sali z numerem 4, nade mną pochyla się Natalie, oczy i usta ma szeroko otwarte, jakby zamarła w pół słowa.
- O co chodzi? – pytam z niepokojem. Oblałam? Ale jak mogłam oblać test, do którego nie mogłam się w żaden sposób przygotować?
- Sama nie wiem – odpowiada. – Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Dlaczego nic nie zrobiłaś? Ten pies miał cię zaatakować!
- Ja… Ja wiedziałam, że on nie jest prawdziwy – mówię ostrożnie.
Kobieta wydaje się jeszcze bardziej przerażona.
- Czemu nie zaatakował dziewczynki? – szepcze.
- Nie chciałam, żeby to zrobił.
Przestaje się nade mną nachylać i zaczyna krążyć po pokoju.
- Ten test miał mi powiedzieć, którą frakcję powinnam wybrać! Jak powinnam dalej żyć! Dlaczego nie zadziałał?! – krzyczę.
- Nie mam pojęcia. Moim zdaniem albo pasujesz do każdej frakcji, albo nie pasujesz do żadnej – mówi.  – Najważniejsze co musisz zrobić, to nikomu nie mówić o wynikach. Dopiszę ci ręcznie Prawość, jutro postaraj się wybrać tak, aby nikt nie zadawał pytań. Nie mogą poznać prawdy o tobie.
- Nikt się nie dowie – ucinam i szybko wychodzę, żeby tylko zniknąć jej z oczu.
Opuszczam budynek, stoję na świeżym powietrzu. Rozglądam się i zauważam Hayley. Macha do mnie, więc podchodzę.
- Wskazał mi Prawość – rzuca na powitanie. Nie widzi żadnych przeszkód, żeby mówić mi o tym. – A tobie?
Nie odpowiadam, a przyjaciółka nie nalega. Resztę drogi przebywamy w całkowitej ciszy.

***
- I jak było? – pyta z uśmiechem mama, kiedy wracam do domu.
- Przecież nie mogę mówić o przebiegu testu – przypominam.
Przewraca oczami, ale nie mówi nic więcej.
Idę do swojego pokoju, chcę uniknąć jakiejkolwiek rozmowy.
Analizuję wszystko, czego się dziś dowiedziałam.
Prawdopodobnie oblałam test, którego nie  można oblać. Kontrolowałam symulację. Nie pasuję do żadnej frakcji. Albo pasuję do wszystkich. Nie mogę nikomu o tym powiedzieć. 
Co mam wybrać, żeby ‘nikt nie zadawał pytań’?
Z takimi myślami próbuję zasnąć, ale długo mi się nie udaje.


____________________________________
Witam wszystkich po pierwszym rozdziale :) Mam nadzieję, że wam się podobał, chociaż mi osobiście nie :P Jak dla mnie jest za krótki i ma za mało akcji, ale cóż, starałam się ;_; Wiem, że nagięłam pojęcie 'niezgodność' do granic możliwości :P Proszę też o komentarze, anonimy odblokowane, więc bez skrępowania! Nie wiem jeszcze, kiedy następny post, postaram się go dodać jakoś szybko, przepraszam, że na ten musieliście czekać tyle czasu (jeśli w ogóle ktokolwiek to czyta).
Aha, i jeszcze jedno. Zmieniłam ostatnio szablon, więc przez jakiś czas mogą być problemy, np. niektóre karty otwierają się w starym szablonie, więc wybaczcie :D


sobota, 1 marca 2014

Słowem wstępu

Wiele razy pisałam już rożne rzeczy, ale pierwszy raz decyduję się na opublikowanie tego w internecie, więc proszę o wyrozumiałość :)
Moja osoba raczej was nie interesuje, więc przejdę od razu do tematu. Będzie to opowiadanie fan fiction inspirowane serią "Niezgodna", także dosyć trudno będzie zrozumieć dla ludzi, którzy tych książek nie czytali (a naprawdę polecam!). Pierwszy rozdział pojawi się niebawem, nie będę zdradzać wam fabuły. Pojawi się kilka postaci, które znamy już z serii, niektóre postawione w innym świetle, inne tylko epizodyczne, od razu uprzedzam, że żadna zbieżność imion nie jest przypadkowa :) Oprócz głównej bohaterki. Wiem, że takie samo imię ma siostra Christiny, ale nie, to nie jest ona :D
Będę wdzięczna za wszystkie komentarze, chętnie przyjmuję uzasadnioną krytykę, oczekuję wytknięcia błędów (każdego, nawet braku przecinka), ale jakimś miłym słowem też nie pogardzę. Bardziej zależy mi na tych dłuższych komentarzach, a nie tylko "fajny rozdział".
Nie wiem, co ile będą dodawane rozdziały, prawdopodobnie w przypływie weny twórczej, choć kilka pierwszych mam już przygotowanych. I nie wiem, jak długie będą.
Tak więc zapraszam do czytania i kończę już moje wywody, bo pewnie zanudziłam was na śmierć.